Na wzgórzu Rowokół w Słowińskim Parku Narodowym powstanie kaplica. Minister Zagłady Środowiska wydał zgodę, co w sumie w świetle poprzednich jego działań wcale specjalnie nie dziwi, a wójt jednym ruchem załatwi sobie nie tylko następną kadencję ale i piękny start do kariery politycznej. Idealnie wpisuje się w nurt tendencji politycznych i zyskuje poparcie kościoła…
Kaplice w szpitalach to dla mnie rzecz zrozumiała. Tam się naprawdę tańczy ze śmiercią po cienkiej linie i jeżeli komuś do kontaktów z Najwyższym potrzeba specjalnych dekoracji – niechże ma. Ale kaplice na posterunkach Policji czy Straży Granicznej? Gdzie brak środków do codziennej działalności i nieustanna ciasnota? Nie chcę tu rozwijać postaci miejscowego kapelana w stopniu oficera z poważnym uposażeniem, którego jedyną rolą jest dysponowanie kluczem do tejże kaplicy. Bo nikt go w tej kaplicy nigdy nie widział. Chyba że ma przybyć jakiś oficjel – wtedy oczywiście jest! Z mokrą miotłą i tacą na datki… Rozumiem też instytucję kościoła garnizonowego, ale kaplice w jednostkach wojskowych? Już pomijam kłócące się u podstaw idee działania tych instytucji, ale czy wiara tych deklarujących katolicyzm jest tak słaba, że non stop muszą się podpierać taką protezą? Czy musi nad nimi non stop czuwać cerber w czerni i straszyć wiecznym wpierdolem? Wydaje mi się, że to dość prosty i chamski ale skuteczny trik – szantaż emocjonalny – jeżeli się sprzeciwisz – jesteś bezbożnikiem i odstępcą. Tym który odrzuca Chrystusa itd. I potrafią rozkręcić ostracyzm społeczny aż do zaszczucia i wykluczenia.
JP 2 – ja nie neguję wybitności tej postaci. (Jej ocena to zupełnie inna sprawa. )I rozumiem nawet bałwochwalcze uwielbienie wyznawców. Ale zastanawiam się, co jeszcze można nazwać imieniem Jana Pawła… Są szkoły, przedszkola i żłobki, ulice, aleje, ronda, skwery, szpitale, hotele… Kiedyś widziałem nawet … transformator imienia Jana Pawła II! To daje pole do niewybrednych żartów na zasadzie odreagowania. Swojego czasu podobnie było ze Stalinem, bohaterami Stalingradu i innymi świętymi ery komunizmu, tak obecnie gorliwie tropionymi przez komandosów rzeczonego Jana Pawła. W żadnym z tych entuzjastów rewolucyjnego zapału nie studzi refleksja o losie wszystkich kolejnych idoli i bożków… Dziwnie też to wszystko wygląda w świetle słów samego papieża, który prosił, by nie budować mu pomników, ale zrobić coś dobrego dla ludzi… Czyżby więc decydenci doszli do wniosku że największą potrzeba lokalnej (i nie tylko) społeczności był kolejny koszmarek a la krasnal ogrodowy? Czasem strach otworzyć lodówkę…
Stawianie i wieszanie wszędzie krzyży budzi we mnie niesmak. Każdy urząd, szkoła czy nawet kantorek na miotły! I dochodzi do tego, że wystarczy jakiś maniak, który pod osłoną nocy postawi w ramach samowolki budowlanej krzyż. W środku osiedla, w miejscu gdzie zaplanowano np. boisko. I już jest nie do ruszenia! Już z miejscowego moherkomanda zawiązuje się komitet obrony krzyża. I zbiorowa histeria twierdzy oblężonej. To jak nagryzmolone cegłą czy sprajem na każdym murze czy skale albo drzewie „tu byłem – Zenek” albo „ KS Świteziarka pany”. Takie ostentacyjne obsikiwanie każdego miejsca. Buta posiadacza. Wiem że to banał, ale krzyż to chyba winien być w sercu a nie na ścianie. A już na pewno nie tylko…
Byłem kiedyś z dzieciakami w krakowskim Ogrodzie Botanicznym. Obok siedzą dwie zakonnice i jedna starsza pani. Mimo woli słyszę rozmowę – ” tak tu pięknie, cicho i spokojnie… powinna tu stanąć kaplica! Ludzie w takich okolicznościach na pewno chcieliby się pomodlić!” Na zdziwienie i lekkie oponowanie tejże pani obie zakonnice wyrozumiale się uśmiechnęły i jedna poklepała ja uspokajająco po dłoni. Jak nierozumne dziecko…
To było ładnych kilka lat temu, na razie jeszcze żadna kaplica tam nie powstała, ale biorąc pod uwagę rozpędzający się dopiero trend ekshibicjonizmu i szału religijnego przybierającego coraz bardziej kuriozalne formy – kto wie?…